Rzeczywistość oczami kandydata na posła – wywiad z Edwardem Słupkiem

Opublikowane przez Redakcja 23/09/2011 0 Komentarzy 867 odsłon

Edward Słupek jest kandydatem ubiegającym się o mandat poselski w okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskim z 7. miejsca listy nr 5 Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dzięki niedawno udzielonemu wywiadowi, możemy dowiedzieć m.in. o tym co skłoniło go do udziału w kampanii, jak widzi obecną sytuację, pojawiające się zagrożenia.

Poniżej fragmenty rozmowy i odpowiedzi kandydata na najbardziej nurtujące pytania.

Czy spółdzielczość jest dziś skazana jest na wymazanie z mapy gospodarczej?

Na całym świecie spółdzielczość przeżywa swój renesans. Takie banki jak Rabobank czy też Raiffeisen Bank, są spółdzielczymi korporacjami finansowymi. Większość przetwórstwa rolniczego i spożywczego to domena spółdzielni, w tym produkcja cukru i wyrobów mleczarskich. Inwalidzi i niepełnosprawni też wybierają najczęściej spółdzielczą formę gospodarowania. Spółdzielcze budownictwo mieszkaniowe odgrywa coraz większą rolę. Bardzo odporne na kryzysy gospodarcze okazują się być wszelkiego rodzaju spółdzielnie produkcyjne.

Polska nie może iść naprzeciw tendencjom, które występują na świecie i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nie może w imię ideologii spółkowej czy nawet liberalnej niszczyć innych form gospodarowania, bo wcześniej czy później to się zemści na gospodarce i kondycji państwa. Szykany antyspółdzielcze sprawiły, że spółdzielczość w naszym kraju daje tylko jedną setną PKB. Dlatego powinien zostać czym prędzej ogłoszony alarm dla polskiej gospodarki. W przeciwnym razie Polska może stać się kolonią międzynarodowego kapitału.

Z czego wynika antyspółdzielczy kurs ekip rządzących w Polsce po 1989 roku?

Na to składa się wiele przyczyn. Na pewno jedną z nich jest neofityzm antykomunistyczny. Wielu polityków o przekonaniach prawicowych i liberalnych, którzy w Polsce Ludowej siedzieli cicho jak mysz kościelna, chce się teraz wykazać i nadgorliwie próbuje niszczyć wszystko, co wydaje się im socjalistyczne lub komunistyczne. Często się nawet nie zastanawiają, jaki rodowód mają struktury społeczne i gospodarcze, które w tamtych czasach przetrwały. Pewnie nawet uderzyliby w struktury Kościoła katolickiego, gdyby nie jego ponadustrojowy autorytet. Oburzające jest to, że niezorientowanych w zawiłościach prawnych mieszkańców spółdzielczych osiedli, którzy są jednocześnie członkami spółdzielni, próbuje się oszukać mamieniem pseudokorzyściami, jakie osiągną, organizując się we wspólnoty mieszkańców. Aby osiągnąć swój cel i przejąć nieruchomości w centrach wielkich miast, sięgają nawet po retorykę bolszewicką. Krzyczą, że w imię sprawiedliwości dziejowej chcą odebrać majątek spółdzielni z rąk ich prezesów. Przemilczają istotny szczegół prawny, że majątek spółdzielni jest majątkiem spółdzielców, a nie prezesów spółdzielni. Do tego wskazują, jak dobrzy czekiści, jako wrogów ludu – prezesów spółdzielni. Uderzenie w kadrę zarządzającą jest bardzo wyrafinowane. Z jednej strony próbują wmówić spółdzielcom, że dzięki ich majątkowi i pracy prezesi się nadmiernie bogacą, z drugiej, destabilizują organizacyjnie i gospodarczo same spółdzielnie, bo najbardziej wartościowe kadry zarządzające czują się niepewnie i szukają dla siebie miejsc pracy gdzie indziej. Przemilczają, że prezesom spółek pewno w słabych organizacyjnie, niewielkich kilkunastorodzinnych wspólnotach mieszkaniowych utrzymanie infrastruktury technicznej i koszty jednostkowe obsługi technicznej są droższe. Z informacji, jakie posiadam wynika, że często nie mają one pieniędzy nawet na najpilniejsze prace remontowe. Postępowała będzie więc degradacja stanu technicznego wspólnotowych budynków.

Do tego wspólnoty są w gorszej sytuacji negocjacyjnej w stosunku do dostarczycieli ciepłej i zimnej wody oraz ogrzewania, firm zajmujących się wywozem śmieci, operatorów telewizji kablowej itd. Dzięki dużym spółdzielniom mieszkaniowym, które twardo negocjują stawki na te usługi, mieszkańcy nie płacą za nie horrendalnie wysokich stawek.
Jeśli po spółdzielniach mieszkaniowych zostaną zgliszcza, to dostawcy usług odbiją sobie z nawiązką to, czego dziś nie zarabiają. Nie będzie litości.

Spółdzielnie mają także tańsze koszty jednostkowe utrzymania zieleni i czystości wokół bloku, placów zabaw, boisk przyosiedlowych, koszenia trawy, a także odśnieżania. Krótko mówiąc spółdzielnie posiadają siłę i potencjał ekonomiczny, których brakuje wspólnotom, aby na różnych usługodawcach wymóc jak najkorzystniejsze warunki wykonania różnorakich usług.

I jeszcze jedna uwaga. Obiekty sportowo-rekreacyjne i place zabaw spółdzielni mieszkaniowych są dostępne dla wszystkich, a na tego samego rodzaju infrastrukturę przynależną do wspólnot – inni, w tym dzieci, mogą co najwyżej popatrzeć przez szybę niedostępności. Ludzie zamożni nie chcą się bowiem dzielić z tym, co posiadają. O tym też trzeba zacząć głośno mówić.

Małe jest przecież piękne…

Proszę wyobrazić sobie małą spółdzielnię, której mieszkańcy posiadają razem pięć tysięcy metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. Prezes zarabia tam tysiąc złotych, główna księgowa dwa tysiące i tyle samo konserwator. Minimum zatrudnionych osób. Ale każda z nich otrzymuje za swoją pracę śmieszne pieniądze. Jednak każdy członek tej spółdzielni musi w opłatach za każdy metr kwadratowy swojego mieszkania doliczyć złotówkę , by utrzymać tych pracowników. Przy pięćdziesięciometrowym mieszkaniu musi przeznaczyć pięćdziesiąt złotych na utrzymanie osób zatrudnionych w takiej małej spółdzielni. To musi budzić sprzeciw. W spółdzielni Zodiak, której prezesuję, nikłe grosze są przeznaczane na utrzymanie zarządu i administracji. Na pobory dla nich spółdzielnia zarabia w inny sposób. Prowadzi działalność gospodarczą, z której finansuje również w znacznej mierze utrzymanie budynków, zieleni, dróg, chodników, czystości itd.

Ale za to wszystkie mieszkania wspólnot mieszkaniowych posiadają akty notarialne. Ich właściciele nie muszą się obawiać, że ktoś ich bezprawnie pozbawi własności. Mogą na hipotekę brać najprzeróżniejsze kredyty i cieszyć się pełną ich własnością.

Własność spółdzielcza jest także prywatną własnością. Nie można również nikogo jej bezprawnie pozbawić. Większość członków spółdzielni posiada także akty notarialne i mogą także obciążać je hipoteką. Szkoda jednak, że nikt głośno nie mówi, jakie konsekwencje podatkowe i finansowe wcześniej czy później poniosą posiadacze aktów notarialnych. A tymczasem w Polsce przygotowania do wprowadzenia systemu katastralnego, mającego cel fiskalny, są mocno zaawansowane. Tak. Kataster to nic innego jak urzędowy opis (spis, rejestr) nieruchomości i gruntów sporządzany dla celów podatkowych. W ramach opisu dokonuje się szacowania wartości i wykazu dochodów z nieruchomości. Podatek od nieruchomości, którego podstawą ma być wartość nieruchomości, na pewno wkrótce zostanie wprowadzony i uderzy on w rodziny najbiedniejsze, które mają kłopoty z regularnym płaceniem czynszu.

Co to oznacza? Wielu posiadaczy aktów notarialnych zrzeszonych we wspólnotach mieszkaniowych swoje mieszkania będzie musiało zbyć. Nabywcą będą przedstawiciele wielkiego kapitału, który w perspektywie dziesięciu, dwudziestu lat chce zawładnąć centrami wielkich miast. Aby tak się stało, spółdzielnie mieszkaniowe muszą zniknąć z ich krajobrazu. Jest to bowiem jedyna siła, która może pokrzyżować te plany.

Według oficjalnych danych, około 10 mln osób mieszka w lokalach spółdzielczych. Czego powinni się obawiać po ewentualnym wejściu w życie forsowanej przez pseudoreformatorów nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych?

Na pewno w perspektywie kilku lat mnóstwo rodzin straci własne mieszkania. Rodziny znajdujące się w trudnym położeniu finansowym będą musiały je sprzedać albo zostaną zlicytowane. Ustawowe ubezwłasnowolnienie spółdzielczości na płaszczyźnie prawnej i gospodarczej podwyższy bowiem, a nie obniży koszty utrzymania lokali mieszkalnych.

Konsekwencją forsowanych zmian będzie również pogorszenie się stanu technicznego zasobów mieszkaniowych. Termomodernizacje, modernizacje modernizacje, poważne remonty dachów i instalacji będą przekładane w proponowanych wspólnotach mieszkaniowych na bliżej nieokreśloną przyszłość. Trudno będzie im znaleźć środki finansowe na te przedsięwzięcia, w szczególności uzyskać kredyt. Wspólnoty mieszkaniowe będą również łatwym łupem nieuczciwych zarządców. Prokuratura i policja będzie odnotowywała coraz więcej przypadków kradzieży pieniędzy gromadzonych na remonty i modernizacje zasobów mieszkaniowych.

Wymieniam tylko najgroźniejsze zagrożenia. Prawdziwy horror zacznie się jednak, gdy pseudoreformatorom uda się zamach na mieszkania i spółdzielczą kasę.

W czyim interesie tak naprawdę działają pseudoreformatorzy, na których czele stoi posłanka
Platformy Obywatelskiej, Lidia Staroń?

Na pewno nie w interesie 10 mln osób mieszkających w lokalach spółdzielczych. Pilnują przede wszystkim prywaty grupy polityków i lobbystów marzącym o przejęciu spółdzielczego majątku. Korzyść ze zniszczenia spółdzielczości mieszkaniowej odniosą także deweloperzy, zarządcy, pośrednicy handlujący nieruchomościami oraz tak zwane stowarzyszenia ochrony lokatorów spółdzielczych, które po przeforsowaniu niekonstytucyjnych pomysłów prawnych będą mogły przekształcić się z obrońców, w grabieżców majątku spółdzielczego.

Dodaj Komentarz